blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(20)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy widmo.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:489.61 km (w terenie 164.40 km; 33.58%)
Czas w ruchu:18:01
Średnia prędkość:27.18 km/h
Maksymalna prędkość:58.31 km/h
Maks. tętno maksymalne:207 (105 %)
Maks. tętno średnie:190 (96 %)
Suma kalorii:1401 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:69.94 km i 2h 34m
Więcej statystyk

X Gryfickie Maratony Rowerowe im. Tadeusza Sobkowiaka

Niedziela, 2 czerwca 2013 Kategoria Zawody
Km: 144.58 Km teren: 0.00 Czas: 04:18 km/h: 33.62
Pr. maks.: 46.34 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Felt F5 Team Issue Aktywność: Jazda na rowerze
Mój drugi szosowy start wypadł w Niechorzu. Podchodziłem do niego z lekkim dystansem, bo i kilometrów w nogach mało, i coraz większe problemy z krążeniem w tychże nogach (starość nie radość). Do Niechorza dojechaliśmy (Zbyszek P. i Grzesiek Sz.) z dość dużym zapasem czasowym, ale nim się ogarnęliśmy i załatwiliśmy formalności, nadszedł czas startu. W zasadzie bez rozgrzewki zameldowałem się na miejscu startu, skąd moja grupa wyruszyła o 9:35. Skład grupy był dla mnie zagadką, wiedziałem tylko że nie ma w niej żadnego znajomego. Rozpoznałem tylko chłopaka, z którym ścigałem się w zeszłym roku w Świnoujściu - jeździ na rowerze innym, ale siłę ma jak koń :)
Początkowe kilometry to badanie grupy, wcale nie angażowałem się w nadawanie tempa. A było one w sam raz jak dla mnie - prędkość między 35 a 40 km/h, a jadąc na kole w zasadzie się nie męczyłem. Tak sobie pokonywałem kolejne kilometry mając pod kontrolą sytuację i oceniając "na oko" możliwości rywali. Wyszedłem na zmianę dopiero gdzieś przed Gryficami na jakiejś hopie. Nadałem tempo bez szaleństwa, oglądam się za siebie, a tam tylko kolega ze Świnoujścia na swoim a la góralu. I tak o to zwątpiłem w możliwości moich współstartujących. Wymieniłem z kolegą kilka zdań i namówiłem go do pozostania w grupie, bo wiedziałem że za Gryficami czeka nas wiatr w ryja i we dwójkę się zajedziemy. Coraz rzadziej ktokolwiek kwapił się do prowadzenia grupy i tempo wyraźnie siadło. Minęła nas jakaś trójka startująca za nami. Tutaj chyba popełniłem jedyny strategiczny błąd mego startu, gdyż źle oceniłem szanse zabrania się z nimi w dalszą jazdę. Ruszyłem za nimi dopiero gdy byli jakieś 150- 200 m przed nami, ale bezskutecznie. Wiedziałem, że nasza grupa nie wykręci jakiegoś super czasu dającego dobry wynik w generalce i jako główny cel obrałem sobie wewnątrzgrupowe zwycięstwo. Po ok. 45 km doszła nas kolejna grupa, w tym kolega teamowy Krzysiek z jeszcze jednym nieco starszym kolegą, który zaproponował mi współpracę. Stworzyła się spora grupa, lecz pracowało tylko kilku (ja też przestałem pasożytować :) ) Krzysiek wydawał się najmocniejszy w całym towarzystwie i to on dawał najmocniejsze zmiany. Po pierwszym okrążeniu "dodaliśmy gazu" i odkleiliśmy bagaż. Została nas czwórka - ja, Krzysiek, starszy kolega i znajomy na innym rowerze. Solidarnie pracowaliśmy na wspólny sukces, a Krzysiek dawał cenne rady. Nie zapominałem o odżywianiu i nawadnianiu. Na liczniku zapisywały się kolejne kilometry,a my mijaliśmy kolejnych kolarzy, niewielu z nich łapało się nam na koło - ci, którym się udało, szybko jednak odpadali. Na bufecie najstarszy kompan z naszej grupy stanął napełnić bidon, a my po krótkim zawahaniu pojechaliśmy dalej. Zmęczenie dawało się już we znaki, ok. 120 km miałem już kryzys. Zmiany były coraz krótsze, mimo tego utrzymywaliśmy nienajgorsze tempo "kasując" kolejnych zawodników. Przez moment chciałem puścić koło, ale przestraszyłem się samotnej jazdy, która byłaby totalnym dobiciem. Wykrzesałem resztki sił i jakoś udało mi się nie zostać. Na moje szczęście koledzy także zaczęli niedomagać i tempo stało się dla mnie znośne. Końcowe kilometry rozegrałem po cwaniacku. Przyczaiłem się z tyłu. Ruszyłem dopiero na zatłoczonych uliczkach Niechorza. Podążył za mną Krzysiek, ale na ostatnim zakręcie został przyblokowany przez przechodniów. Wygrałem finisz. Cuda normalnie :)
Jestem z siebie bardzo zadowolony, bo nie marzyłem o wykręceniu takiej średniej. Miejsce w środku jakiejś super satysfakcji nie daje, ale tak krawiec kraje ile mu materiału staje (czy jakoś tak... ;).

Doszedłem do wniosku, że do osiągnięcia dobrego wyniku na szosie potrzebne są:
- niezła grupa (nie za szybka, ale też nie za wolna)
- strategia,
- cwaniactwo,
- jazda na miarę własnych możliwości,
- odżywianie i nawadnianie.

Fajna zabawa była.

Oficjalny wynik:
czas - 04:17:28,
średnia prędkość - 34.95km/h
miejsce - 6 w M3 (na 13 startujących)

Bardziej realne dane pochodziły chyba jednak z licznika...

średnia kadencja - 82

P.S. Grzesiek Szalewicz na góralu osiągnął czas 4:08 czym rozjebał chyba nie tylko mnie. Dobranoc.

XII Ultramaraton Rowerowy im. Olka Czapnika - Świnoujście 2012

Sobota, 19 maja 2012 Kategoria > 100, Zawody
Km: 170.00 Km teren: 0.00 Czas: 05:16 km/h: 32.28
Pr. maks.: 58.31 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Felt F5 Team Issue Aktywność: Jazda na rowerze


19 maj 2012 r. to data mojego szosowego debiutu. Pobudka o 4:45, a po 5:30 byliśmy już z Robertem w drodze do Świnoujścia. Nadmorskie powietrze było tego dnia bardzo chłodne i zniechęcało do wynurzenia się z auta. Po wypełnieniu formalności i rozpakowaniu sprzętu nadszedł czas na krótką rozgrzewkę. Nim się obejrzałem wybiła godzina "O". Start mojej 9-osobowej grupy zaplanowany był na 8:33, a w niej jeden znajomy - Mateusz. W głowie byłe różne myśli jak to rozegrać, jak rozłożyć siły. Ruszyliśmy niezbyt szybkim tempem, co nie spodobało się Mateuszowi, który sprowokował mnie do wspólnej pracy nad zwiększeniem tempa. Współpracował z nami tylko jeden kolega. Dojechaliśmy tak do Międzyzdrojów, gdzie zaczęły się pierwsze podjazdy. "Aktywowało" to kolejnych członków naszej grupy, którzy także zaczęli wychodzić na czoło naszego małego peletoniku. Gdy ktoś poprawił na podjeździe do ok. 40 km/h odpuściłem. Trzech zawodników (w tym Mateusz) odjechało. Nastała samotna walka z dystansem. Trasa wiodła do Międzywodzia, gdzie skręcało się na południe w stronę Wolina. Tego dnia wiał całkiem mocny wiatr, a od tego miejsca był całkowicie niesprzyjający. Samotne pokonywanie kilometrów z wmordewindem nie należy do przyjemności, dlatego ochoczo zacząłem się spoglądać za siebie, czy nie zbliża się jakaś grupka, do której mógłbym się dołączyć. Moje błagania zostały wysłuchane i gdzieś w połowie tego odcinka doszła mnie pokaźna grupa około 10 zawodników. Postanowiłem sobie trochę odpocząć i ulokowałem się w tylnych partiach. Po kilku kilometrach z grupy oderwało się czterech szosowców, a ja zostałem z 3 osobami na rowerach tzw. innych. Muszę przyznać, że nieźle poginali, tempo było dla mnie odpowiednie i zaczęliśmy wspólnie pracować. Wśród moich kompanów był 60-letni posiadacz dużej łydy, który dawał nieźle czadu, co wywoływało u mnie wielki podziw i świadczyło również o mojej słabości...Z Panem Stasiem i jeszcze jednym kolegą dojechaliśmy do końca pierwszej pętli. Tam uzupełniłem bidon i wziąłem jednego batona. Myślałem, że będę musiał gonić moich towarzyszy, lecz okazało się, że oni gonili mnie. W międzyczasie dołączyło do naszej dwójki dwóch szosowców. Jechaliśmy sobie w piątkę, coraz częściej wyprzedzaliśmy osoby startujące przed nami. Zauważyłem, że z moją kondycją jest OK i nawet poczułem, że na 2 kółku czuję się lepiej niż w początkowej fazie zawodów. Dojechaliśmy do wzniesień, momentami zaczęło mnie irytować niskie tempo. Nie odważyłem się jednak odjechać, gdyż w perspektywie czekała walka z przeciwnym wiatrem. Koledzy zaczęli wyraźnie słabnąć, jeden z nich wcale już nie wychodził na zmianę. Za Wolinem postanowiłem podkręcić tempo, przede wszystkim chciałem urwać Pana Stasia i jego kompana (chyba członka rodziny). Wyjechali na trasę 3 minuty za mną i chciałem odrobić straty czasowe. Na podjeździe za Wolinem dodałem trochę gazu ;) O dziwo został ze mną tylko Pan Stasiu, który jakieś 30 km przed metą przeprosił mnie, że nie wyjdzie już na zmianę z powodu braku sił. Ostatnie kilometry dłużyły się totalnie, brak zmian negatywnie wpływał na nasze tempo. Stanisław aktywował się dopiero na ostatnich kilometrach i dał mi dwukrotnie odpocząć. Podziękowaliśmy sobie za wspólną jazdę i wpadliśmy na metę.
Start uważam za udany, na początku trochę mnie poniosło, mogłem też się trochę powozić... Doświadczenie mam nadzieję przyjdzie z czasem. Pesymistycznie zakładałem dotarcie do mety w czasie 6 godzin, zmieściłem się więc w moim limicie z dużym zapasem. Po analizie wyników okazało się, że do 3. miejsca zabrakło niecałe 3 minuty. Myślę, że zaważyły na tym ostatnie kilometry, gdzie musiałem samotnie nadawać tempo.
Dysponuję tylko oficjalnym dystansem i czasem, bo musiałem zresetować licznik.
Dystans - 170 km,
czas - 5:16:30,
Miejsce 5. w M3 na dystansie 170 km (na 9 osób startujących, co niewątpliwie psuje wrażenie :) ), 19. miejsce w OPEN.

Średnia kadencja - 85

Gratuluję wszystkim znajomym, którym udało się wskoczyć na pudło. No a Wober to klasa sama dla siebie :)

Gryf Maraton I edycja 2012.

Niedziela, 22 kwietnia 2012 Kategoria Teren, Zawody
Km: 27.77 Km teren: 27.70 Czas: 01:21 km/h: 20.57
Pr. maks.: 47.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Cube LTD Race Black Anodized 2010 Aktywność: Jazda na rowerze


Niedzielny deszczowy poranek nie nastrajał optymistycznie przed jazdą w maratonie. Wpłacone 60 zł szybko wybiły z głowy rezygnację z imprezy. Wolnym tempem dojechałem na Bukowe i do 10 wyrobiłem się ze wszystkimi formalnościami. Powietrze zimne, a do startu o 11:20 był jeszcze kawał czasu. Zająłem ten czas rozmowami ze znajomymi i krótką przejażdzką po lesie. Start na luzaku, bez profesjonalnego podejścia do tematu. Przecież na dobry wynik i tak nie ma co liczyć :) Po starcie poprzeciskałem się wśród jeszcze gorszych ode mnie i w końcu znalazłem swoje miejsce w szyku. Kolejne kilometry to raczej dochodzenie do poprzedzających mnie zawodników, niż bycie wyprzedzanym. Tradycyjnie wszystko odbywało się na wysokim pulsie. Trasa w sumie łatwa technicznie (poza błotnymi odcinkami, na których duż szansa wywrotki), obfitująca w długie, lecz łagodne podjazdy. Na nieszczęście było też trochę bruku. Trasa oznaczona bardzo poprawnie. W sumie dystans bardziej sprinterski wyszedł z tego maratonu. 27 km to troszkę mało, choć podejrzewam że przy dłuższym dystansie odcięłoby mi prąd.
Wg nieoficjalnych wyników zająłem na krótkim dystansie w M3 13 miejsce na 35 zawodników, którzy ukończyli zawody.

Szczecin - Gryf Maraton MTB - V edycja

Niedziela, 25 września 2011 Kategoria Teren, Zawody
Km: 35.70 Km teren: 35.70 Czas: 01:47 km/h: 20.02
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Cube LTD Race Black Anodized 2010 Aktywność: Jazda na rowerze
Startującym dziś zawodnikom dopisała super pogoda. Lato tego roku przyszło jesienią...Trasa prawie identyczna jak podczas I edycji w kwietniu z niewielkimi zmianami na "+". Zrezygnowano ze sporego asfaltowego odcinka na rzecz terenu. Jechało się bardzo przyjemnie, z tempem odpowiednim do swoich możliwości. W okolicy jeziora w Glinnej pojawił się jedyny mankament. Zanikły oznaczenia trasy i cholera wiedziała dokąd jechać... Zebraliśmy się tam w około 15 osób, wybraliśmy jakąś opcję (za jakimś szlabanem w lewo) i po kilku kilometrach wjechaliśmy na szlak w okolicy podjazdu na Kołowo. Organizatorzy odpowiedzialność przenieśli na jakichś żartownisiów, którzy prawdopodobni celowo próbowali zmylić kolarzy. Przy tym niejednego doprowadzili do porządnego wkurw...
Mnie to tak mocno nie zabolało, bo z wiadomych względów nie walczę o najwyższe laury. Żałosne była za to dekoracja. Brak pucharów za edycję, a w generalce tylko dla najlepszego faceta i kobity to jakaś kpina. Do tego nędzna ilość nagród do wylosowania, Szczecin staje się organizacyjną prowincją. Dokąd zmierzasz Gryfie...?
Mój czas to 1:47:11 (chipów tradycyjnie brakowało) - miejsce 13\21 w M2.
P.S. W tegorocznym Gryfie w każdej edycji, w której startowałem zająłem 13. pozycję. Ciekawe co to oznacza? Traktować to jako dobry omen, a może będzie pechowo?
Kilka fotek by fotogutek:
Asy ustawiają się na przedzie...
Gryf Maraton MTB - V edycja Szczecin - zawodnicy... © widmo81

Lamusy w środku...Krótka teamowa dyskusja o zaletach i wadach programiku "endomondo".
Gryf Maraton MTB - V edycja Szczecin - na starcie. © widmo81

Ogary już poszły w las, ja jeszcze nie dotarłem...
Gryf Maraton MTB - V edycja Szczecin - walka o pozycje. © widmo81

Jeden z niewielu podjazdów, a szkoda :/
Gryf Maraton MTB - V edycja Szczecin - na podjeździe © widmo81

Drużynowa jazda na czas od tylca.
Gryf Maraton MTB - V edycja Szczecin - od tylca. © widmo81

Na podjazdach zawsze przysypiam.
Gryf Maraton MTB - V edycja Szczecin - drzemka. © widmo81

Szczecin - Gryf Maraton MTB - I edycja

Niedziela, 10 kwietnia 2011 Kategoria Zawody
Km: 37.00 Km teren: 37.00 Czas: 01:48 km/h: 20.56
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Cube LTD Race Black Anodized 2010 Aktywność: Jazda na rowerze
Jaki trening taka jazda. Tym razem zacząłem spokojnie, chyba za spokojnie. Na pierwszych kilometrach nie było miejsc do bezpiecznego wyprzedzania i ugrzęzłem w tłoku. Szczególnie muliłem się na zjazdach, gdzie można było pojechać zdecydowanie szybciej. Na odcinku wzdłuż Jeziora Glinnego były taki wyboje i wstrząsy, że poluzował się zacisk tylnego koła. Na szczęście przy niewielkiej prędkości nic nie stało się mnie, ani rowerowi. Końcówka to sporo asfaltu. Na ostatnim podjeździe zaczęły mnie łapać mocne skurcze i nie dało się przycisnąć. Przed metą zaniechałem też finiszu i ktoś mnie łyknął bez walki. Pierwszy raz po maratonie nie bolała mnie głowa, co wskazuje, że nie dałem z siebie prawdopodobnie wszystkiego. Końcowy czas to 1:48:24, dał on 13. miejsce w M2.

P.S. Jechałem bez pulsometru i licznika (chyba bateria siadła).

Barlinek - Gryf Maraton MTB VI edycja

Niedziela, 5 września 2010 Kategoria Teren, Zawody
Km: 35.56 Km teren: 32.00 Czas: 01:54 km/h: 18.72
Pr. maks.: 47.50 Temperatura: °C HRmax: HRavg
Kalorie: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Cube LTD Race Black Anodized 2010 Aktywność: Jazda na rowerze
To nie był mój dzień. Ostatnimi czasy zaniedbałem treningi i są tego efekty. Jak widac dojazdy do pracy nie wystarczają nawet na utrzymanie formy. Zaniedbałem nawet dobre nawodnienie i napełnienie organizmu węglowodanami przed zawodami. Efekt był taki, że jakieś ostatnie 7 km wyścigu toczyłem się i modliłem o metę. Ogólnie pojechałem jak cwok - jakieś rozkojarzenie mnie ogarnęło. Popełniałem głupie techniczne błędy i dwukrotnie zaliczyłem kontakt z glebą. Przełożenie zmieniałem w tak złych momentach, że jestem pełen podziwu jak mógł to wytrzymac łańcuch. Na bufecie polałem głowę wodą z kubka i zrobiłem to tak niefortunnie, że później widziałem praktycznie tylko przez jedno szkło okularów. Do tego na końcówce bike był tak oblepiony błotem, że samoistnie zmieniały się przełożenia.
Trasa była wymagająca, chyba najtrudniejsza z tych, na których miałem okazję startowac. Sporo było kałuż i technicznych fragmentów, niektóre rodem z XC. Niektóre podjazdy też dawały w kośc. W połączeniu z moją słabością - ogólnie rzecz biorąc - gehenna. Trzeba pochwalic organizatorów za perfekcyjne oznaczenie trasy. Chip przyczepiony do mojego widelca wskazał następujący czas - 1:54:17, co dało w mojej kategorii M2 13. miejsce. Podejrzewam, że 26 września w Szczecinie będzie jeszcze gorzej, bo nie zapowiada się, że mógłbym potrenowac. Nie mam nawet na czym śmigac, bo Author w rozsypce - wymaga zmiany linki przerzutki tylnej...
P.S. Potrzebuję kogoś kto mnie zmotywuje, bo jakoś sam nie mogę się ogarnąc...

Wałcz - Gryf Maraton MTB IV edycja

Niedziela, 22 sierpnia 2010 Kategoria Teren, Zawody
Km: 39.00 Km teren: 32.00 Czas: 01:37 km/h: 24.12
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 33.0°C HRmax: 207207 (105%) HRavg 190( 96%)
Kalorie: 1401kcal Podjazdy: m Sprzęt: Cube LTD Race Black Anodized 2010 Aktywność: Jazda na rowerze
Nie wiedziałem ile do mety - licznik mi nie zaskoczył - więc jechałem trochę w ciemno. Na pulsometr spoglądałem rzadko, bo aż strach. Na szczęście meta pojawiła się na horyzoncie szybciej niż planowałem, na mecie niewielu zawodników, więc mogłem byc zadowolony. Ostateczny wynik to 12. miejsce w M2 i 27. w open, czyli były to moje najlepsze zawody w tym roku za kategorii MTB (Miedwie są takie tylko z nazwy). Zawody fajnie zorganizowane, trasa oznakowana wzorowo, sporo nagród do wylosowania (niestety prawdopodobnie wyczerpałem dawkę szczęścia na ten rok). Charakterystyka trasy nie była pode mnie, wolałbym coś troszkę krótszego z większą ilością bardziej stromych podjazdów. Było sporo piachu i dośc płasko, z czego podobno 7 km po asfalcie. Na płaskim woziłem się na kole (jazda po płaskim nie jest moim atutem) i dzięki temu wyszła niezła średnia prędkośc. Za minus można uznac nieciekawy, terenowy parking i brak możliwości wzięcia prysznica (były tylko szlaufy na zewnątrz), ślimacze tempo w biurze zawodów i jeszcze większy zamulacz w kolejce po browara...
P.S. Andrzej Kaiser pokazał szczecińskim "gwiazdorom" miejsce w szyku...

kategorie bloga

Moje rowery

Author Stratos SX 22967 km
Cube LTD Race Black Anodized 2010 1798 km
Felt F5 Team Issue 5704 km

szukaj

archiwum