XII Ultramaraton Rowerowy im. Olka Czapnika - Świnoujście 2012
Sobota, 19 maja 2012 Kategoria > 100, Zawody
Km: | 170.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:16 | km/h: | 32.28 |
Pr. maks.: | 58.31 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Felt F5 Team Issue | Aktywność: Jazda na rowerze |
19 maj 2012 r. to data mojego szosowego debiutu. Pobudka o 4:45, a po 5:30 byliśmy już z Robertem w drodze do Świnoujścia. Nadmorskie powietrze było tego dnia bardzo chłodne i zniechęcało do wynurzenia się z auta. Po wypełnieniu formalności i rozpakowaniu sprzętu nadszedł czas na krótką rozgrzewkę. Nim się obejrzałem wybiła godzina "O". Start mojej 9-osobowej grupy zaplanowany był na 8:33, a w niej jeden znajomy - Mateusz. W głowie byłe różne myśli jak to rozegrać, jak rozłożyć siły. Ruszyliśmy niezbyt szybkim tempem, co nie spodobało się Mateuszowi, który sprowokował mnie do wspólnej pracy nad zwiększeniem tempa. Współpracował z nami tylko jeden kolega. Dojechaliśmy tak do Międzyzdrojów, gdzie zaczęły się pierwsze podjazdy. "Aktywowało" to kolejnych członków naszej grupy, którzy także zaczęli wychodzić na czoło naszego małego peletoniku. Gdy ktoś poprawił na podjeździe do ok. 40 km/h odpuściłem. Trzech zawodników (w tym Mateusz) odjechało. Nastała samotna walka z dystansem. Trasa wiodła do Międzywodzia, gdzie skręcało się na południe w stronę Wolina. Tego dnia wiał całkiem mocny wiatr, a od tego miejsca był całkowicie niesprzyjający. Samotne pokonywanie kilometrów z wmordewindem nie należy do przyjemności, dlatego ochoczo zacząłem się spoglądać za siebie, czy nie zbliża się jakaś grupka, do której mógłbym się dołączyć. Moje błagania zostały wysłuchane i gdzieś w połowie tego odcinka doszła mnie pokaźna grupa około 10 zawodników. Postanowiłem sobie trochę odpocząć i ulokowałem się w tylnych partiach. Po kilku kilometrach z grupy oderwało się czterech szosowców, a ja zostałem z 3 osobami na rowerach tzw. innych. Muszę przyznać, że nieźle poginali, tempo było dla mnie odpowiednie i zaczęliśmy wspólnie pracować. Wśród moich kompanów był 60-letni posiadacz dużej łydy, który dawał nieźle czadu, co wywoływało u mnie wielki podziw i świadczyło również o mojej słabości...Z Panem Stasiem i jeszcze jednym kolegą dojechaliśmy do końca pierwszej pętli. Tam uzupełniłem bidon i wziąłem jednego batona. Myślałem, że będę musiał gonić moich towarzyszy, lecz okazało się, że oni gonili mnie. W międzyczasie dołączyło do naszej dwójki dwóch szosowców. Jechaliśmy sobie w piątkę, coraz częściej wyprzedzaliśmy osoby startujące przed nami. Zauważyłem, że z moją kondycją jest OK i nawet poczułem, że na 2 kółku czuję się lepiej niż w początkowej fazie zawodów. Dojechaliśmy do wzniesień, momentami zaczęło mnie irytować niskie tempo. Nie odważyłem się jednak odjechać, gdyż w perspektywie czekała walka z przeciwnym wiatrem. Koledzy zaczęli wyraźnie słabnąć, jeden z nich wcale już nie wychodził na zmianę. Za Wolinem postanowiłem podkręcić tempo, przede wszystkim chciałem urwać Pana Stasia i jego kompana (chyba członka rodziny). Wyjechali na trasę 3 minuty za mną i chciałem odrobić straty czasowe. Na podjeździe za Wolinem dodałem trochę gazu ;) O dziwo został ze mną tylko Pan Stasiu, który jakieś 30 km przed metą przeprosił mnie, że nie wyjdzie już na zmianę z powodu braku sił. Ostatnie kilometry dłużyły się totalnie, brak zmian negatywnie wpływał na nasze tempo. Stanisław aktywował się dopiero na ostatnich kilometrach i dał mi dwukrotnie odpocząć. Podziękowaliśmy sobie za wspólną jazdę i wpadliśmy na metę.
Start uważam za udany, na początku trochę mnie poniosło, mogłem też się trochę powozić... Doświadczenie mam nadzieję przyjdzie z czasem. Pesymistycznie zakładałem dotarcie do mety w czasie 6 godzin, zmieściłem się więc w moim limicie z dużym zapasem. Po analizie wyników okazało się, że do 3. miejsca zabrakło niecałe 3 minuty. Myślę, że zaważyły na tym ostatnie kilometry, gdzie musiałem samotnie nadawać tempo.
Dysponuję tylko oficjalnym dystansem i czasem, bo musiałem zresetować licznik.
Dystans - 170 km,
czas - 5:16:30,
Miejsce 5. w M3 na dystansie 170 km (na 9 osób startujących, co niewątpliwie psuje wrażenie :) ), 19. miejsce w OPEN.
Średnia kadencja - 85
Gratuluję wszystkim znajomym, którym udało się wskoczyć na pudło. No a Wober to klasa sama dla siebie :)
komentarze
Gratulacje Tomek :)
Adam, to fakt, w tym dystansie było dużo masochizmu, przynajmniej dla mnie :D saren86 - 19:12 czwartek, 24 maja 2012 | linkuj
Adam, to fakt, w tym dystansie było dużo masochizmu, przynajmniej dla mnie :D saren86 - 19:12 czwartek, 24 maja 2012 | linkuj
Tomek jakbyś jechał mini i jeszcze przy odrobinie szczęścia był w mojej grupie to z Patrykiem moglibyśmy konkretnie w trójkę popracować, może nawet o OPEN byśmy zawalczyli :) No ale się uwziąłeś na to masochistyczne mega :P
Tak czy inaczej szacunek wielki bo ja to bym chyba nie dał rady ścigać się na takim dystansie! maccacus - 18:18 czwartek, 24 maja 2012 | linkuj
Tak czy inaczej szacunek wielki bo ja to bym chyba nie dał rady ścigać się na takim dystansie! maccacus - 18:18 czwartek, 24 maja 2012 | linkuj
Tomuś zobaczysz jak mnie w Gryficach koleś z Epoki Lodowcowej objedzie :D
wober - 13:36 czwartek, 24 maja 2012 | linkuj
Komentuj