Trasa Miedwie Maraton MTB + dojazd i powrót do Grabowa
Środa, 7 lipca 2010
Km: | 89.18 | Km teren: | 12.00 | Czas: | 03:17 | km/h: | 27.16 |
Pr. maks.: | 44.50 | Temperatura: | 21.0°C | HRmax: | 188188 ( 95%) | HRavg | 158( 80%) |
Kalorie: | 2055kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Author Stratos SX | Aktywność: Jazda na rowerze |
Szwagier od dawna mnie męczył żeby wspólnie wybrac się na rowery. Skuszony atrakcyjnymi nagrodami miedwiańskiego maratonu wpisał się na listę startową i wspólnie mieliśmy przebyc trasę wyścigu. Z Grabowa dojechałem do Stargardu, gdzie czekał już na mnie bojowo nastawiony Łukasz. Namawiał mnie aby do trasy maratonu dojechac spokojnie i dopiero później przycisnąc mocniej na pedały. Już na dojazdówce chciał mnie podpuścic i się pościgac. Hamowałem jego wyścigowe zapędy i radziłem dobrze gospodarowac siłami. Dla porządku dodam, że Łukasz jeździ rowerem raczej okazyjnie, choc myśli.... :) Dojechaliśmy do zjazdu na Skalin i od tego miejsca byliśmy już na trasie sierpniowego wyścigu. Początkowy fragment asfaltu jest tragiczny, ale w tę stronę mieliśmy z wiaterkiem i poruszaliśmy się nawet sprawnie. Szwagier zaskakiwał mnie, bo jechał całkiem nieźle jak na niedzielnego rowerzystę. Wytrzymywał tempo ok. 30 km/h. Odstawał tylko na podjazdach, więc nie było źle.
Miałem w planach zdążenie na półfinał mundialu i musiałem dbac o dobrą prędkośc naszego duetu. Za Koszewem zaczął się pierwszy szutrowy fragment drogi. Zauważyłem, że szwagier zrobił się bardziej czerwony i co raz częściej musiałem spoglądac do tyłu i zmniejszac prędkośc żeby do mnie dojechał. Za Wierzbnem ciekawa droga z fajnym asfaltem i znaleźliśmy się na głównej drodze do Pyrzyc. Tutaj Łukasz znów próbował sprawdzic moje możliwości sprinterskie, ale do zjazdu na Turze dojechał ze sporą stratą czasową.
Po dojechaniu do tego miejsca oznajmił mi, że dałem mu ładnie popalic i jest już lekko zajechany. A nie pokonaliśmy jeszcze 20 km trasy. Zmieniliśmy kierunek jazdy i mieliśmy "wmordęwind", próbowałem namówic Łukasza do jazdy na moim kole, ale chyba nie bardzo wierzył w zalety takiej jazdy...Postanowiliśmy jechac swoim tempem, a miałem na niego czekac w newralgicznych miejscach, w których można zgubic trasę. W Mlynach skręt w prawo i długa asflatowa prosta między drzewami.
W zeszłym roku tuż przed zjazdem na tę prostą miałem kolizję na bufecie i trochę się poobijałem.
Zaczęły się pierwsze odcinki z płyt jumbo i co raz częstsze oczekiwania na rowerowego partnera.
Nie obyło się bez błądzenia, bo między Dębiną a Żelewem dotarliśmy do jakiegoś jeziora. Po krótkim rokminianiu mapy i jechaniu "na czuja" powróciliśmy na szlak. Przed Żelewem fajny podjazd.
Po nabraniu wysokości miałem idealny widok na podziwianie zmagań Łukasza z terenem, ostatnią fazę pokonał już pieszo.
Punktualne dotarcie na półfinał było już tylko marzeniem.
Dla takich widoków warto żyć i jeździć :]
Za Nieznaniem kolejny podjazd, a dalej już na Jęczydół i wyjazd w Morzyczynie. Przy zjeździe na Skalin zatrzymałem się i zerknąłem na licznik - trasę maratonu przebyłem w czasie 2:10:00. Całkiem nieźle jak na błądzenie i dawanie z siebie 80, no może 90 % możliwości :) W tym roku musi byc lepiej niż w roku ubiegłym. Poczekałem na Szwagra, podziękowałem za "wspólną" wycieczkę, pożegnałem się i co sił w nogach ruszyłem do domu. Ten samotnie i pośpiesznie przebyty fragment dał mi najbardziej w kośc. W domu byłem na 30 minutę meczu...(dobrze, że Niemcy przegrali :) )
P.S. Muszę się pochwalic, bo przed rozpoczęciem mistrzostw w robocie rozpisaliśmy mistrzostwa i udało mi się wytypowac finał Holandia - Hiszpania. Jeszcze tylko Hiszpania wygra w finale i typowanie będzie w 100 % poprawne. A mogłem postawic pieniądze :/.
Droga przed Koszewem.© widmo81
Miałem w planach zdążenie na półfinał mundialu i musiałem dbac o dobrą prędkośc naszego duetu. Za Koszewem zaczął się pierwszy szutrowy fragment drogi. Zauważyłem, że szwagier zrobił się bardziej czerwony i co raz częściej musiałem spoglądac do tyłu i zmniejszac prędkośc żeby do mnie dojechał. Za Wierzbnem ciekawa droga z fajnym asfaltem i znaleźliśmy się na głównej drodze do Pyrzyc. Tutaj Łukasz znów próbował sprawdzic moje możliwości sprinterskie, ale do zjazdu na Turze dojechał ze sporą stratą czasową.
Moja skromna osoba na zjeździe wkierunku wioski Turze.© widmo81
Po dojechaniu do tego miejsca oznajmił mi, że dałem mu ładnie popalic i jest już lekko zajechany. A nie pokonaliśmy jeszcze 20 km trasy. Zmieniliśmy kierunek jazdy i mieliśmy "wmordęwind", próbowałem namówic Łukasza do jazdy na moim kole, ale chyba nie bardzo wierzył w zalety takiej jazdy...Postanowiliśmy jechac swoim tempem, a miałem na niego czekac w newralgicznych miejscach, w których można zgubic trasę. W Mlynach skręt w prawo i długa asflatowa prosta między drzewami.
Łukasz na długiej prostej w stronę Giżyna.© widmo81
W zeszłym roku tuż przed zjazdem na tę prostą miałem kolizję na bufecie i trochę się poobijałem.
Trochę sianka...© widmo81
Zaczęły się pierwsze odcinki z płyt jumbo i co raz częstsze oczekiwania na rowerowego partnera.
Płyty jumbo - z tego jest słynny miedwiański maraton.© widmo81
Nie obyło się bez błądzenia, bo między Dębiną a Żelewem dotarliśmy do jakiegoś jeziora. Po krótkim rokminianiu mapy i jechaniu "na czuja" powróciliśmy na szlak. Przed Żelewem fajny podjazd.
Podjeździk przed Żelewem.© widmo81
Po nabraniu wysokości miałem idealny widok na podziwianie zmagań Łukasza z terenem, ostatnią fazę pokonał już pieszo.
Łukasz na wirażu. Ten podjazd go dobił :)© widmo81
Widmo na wysokości.© widmo81
Punktualne dotarcie na półfinał było już tylko marzeniem.
Dla takich widoków warto żyć i jeździć :]
Widok na Jezioro Miedwie od strony zachodniej.© widmo81
W końcu trochę w dół...© widmo81
Za Nieznaniem kolejny podjazd, a dalej już na Jęczydół i wyjazd w Morzyczynie. Przy zjeździe na Skalin zatrzymałem się i zerknąłem na licznik - trasę maratonu przebyłem w czasie 2:10:00. Całkiem nieźle jak na błądzenie i dawanie z siebie 80, no może 90 % możliwości :) W tym roku musi byc lepiej niż w roku ubiegłym. Poczekałem na Szwagra, podziękowałem za "wspólną" wycieczkę, pożegnałem się i co sił w nogach ruszyłem do domu. Ten samotnie i pośpiesznie przebyty fragment dał mi najbardziej w kośc. W domu byłem na 30 minutę meczu...(dobrze, że Niemcy przegrali :) )
P.S. Muszę się pochwalic, bo przed rozpoczęciem mistrzostw w robocie rozpisaliśmy mistrzostwa i udało mi się wytypowac finał Holandia - Hiszpania. Jeszcze tylko Hiszpania wygra w finale i typowanie będzie w 100 % poprawne. A mogłem postawic pieniądze :/.